Marzenia
Dzięki wewnętrznym rozmyślaniom wybrażamy sobie świat. Czasem malujemy go tak bardzo innym, niż można spotkać w rzeczywistości, że gdy wreszcie nadchodzi nie jesteśmy w stanie go przyjąć. Zderzamy się boleśnie z prawdą o życiu. Nasze serce jest zasmucone, umysł zbuntowany, wyrażamy złość i gniew dając go odczuć wszystkim wokół. Ale tak naprawdę to my sami budujemy marzenia. My sami sprawiamy, że nasze życie jest pełne barw. To od nas zależy jak bardzo będzie radosne i wypełnione po brzegi.
Nie mówię tu o zasobności portfela, choć z pewnością jest o wiele łatwiej, kiedy mamy więcej niż mniej. Mówię o stanie ducha. Mówię o radości, która może być po mimo. Mówię o tym, jak trzeba ciężko pracować nad sobą, aby wreszcie moc szczerze odczuwać radość.
Dlaczego mówię, że trzeba pracować, żeby być radosnym? Ano dlatego, że naturalną cechą jest narzekanie. Tak łatwo przychodzi. Jak w moim ogródku. Chwasty rosną same, wszystko inne posiane i posadzone trzeba pielegnować: podlewać, opielić czasem przyciąć. Dopiero po czasie długiej pielęgnacji pojawiają się efekty.
I jeśli w tym wszystkim są barwne, niespełnione marzenia, trzeba po nie iść. Powoli, czasem pod wiatr, czasem po kamieniach, czasem obić sobie kolana lub pobrudzić ręce ale iść. Bo wtedy życie ma smak. Bo wtedy jest jeszcze większą radość. Bo wtedy jest satysfakcja.