Dążenie do pokoju
1 Piotr. 3:8-12
8. A w końcu: Bądźcie wszyscy jednomyślni, współczujący, braterscy, miłosierni, pokorni; 9. Nie oddawajcie złem za zło ani obelgą za obelgę, lecz przeciwnie, błogosławcie, gdyż na to powołani zostaliście, abyście odziedziczyli błogosławieństwo.10. Bo kto chce być zadowolony z życia i oglądać dni dobre, ten niech powstrzyma język swój od złego, a wargi swoje od mowy zdradliwej.11. Niech się odwróci od złego, a czyni dobre, niech szuka pokoju i dąży do niego.12. Albowiem oczy Pana zwrócone są na sprawiedliwych, a uszy jego ku prośbie ich, lecz oblicze Pańskie przeciwko tym, którzy czynią zło.
To co piszę, jest reakcją na absurdalne wydarzenia, z którymi muszę się borykać od dłuższego czasu. Nie jest to coś, co sprawia, że jestem szczęśliwsza choć zdaję sobie sprawę że wiele osób szuka popularności sądząc, że w tym tkwi szczęście. Z pewnością stoi za tym, ktoś, kto nie może sobie również poradzić z moim wyglądem zewnętrznym. Z pewnością jest to zagadka, która spędza komuś sen z powiek. Coraz częściej spotykam się z sytacją, kiedy ktoś podchodzi do mnie możliwie najbliżej, aby przyglądać się mojej twarzy. Teraz, w czasach głębokiego hedonizmu, kiedy ciało jest na pierwszym miejscu a ja dostaję w prezencie dar młodego wyglądu, tym bardziej chcę wskazać na mojego Stwórcę, który jest źródłem tego daru. Wielu ludzi przykłada ogromną wagę do swego wyglądu, jednocześnie prowadząc bardzo wyczerpujący tryb życia. Mimo tego wszystkiego, chcę powiedzieć, że wygląd zewnętrzny jest tematem drugoplanowym, ponieważ najważniejsze jest życie wieczne. Nie mniej jednak, już car Piotr I otworzył jako pierwszy w Europie muzeum osobliwości, do którego sam zbierał eksponaty. Były tam syjamskie bliźnięta, ludzie z deformacjami oraz z problemami wzrostu. Czasem czuję się właśnie jak jeden z eksponatów, który wędruje z miejsca na miejsce ku zadziwieniu i uciesze gawiedzi. Zwłaszcza, kiedy podchodzą do mnie ludzie, jak choćby wczoraj, i przypatrują się mojej twarzy z bardzo bliska. Potem zwykle następuje ucieczka. I gdyby kończyło się na oglądaniu, nie sądzę, aby stanowiło to problem. Niestety, wciąż żyję na miejscu, gdzie podziemne krecie roboty co jakiś czas dokumentnie niszczą wszystko, co buduję w swoim życiu. I znowu muszę zaczynać od początku. Niczym miejscowe trzęsienie ziemi, które powoduje gruzowisko. Oczywiście po nim, następuje odbudowa i zaczynam wszystko od nowa.
I w tych przedziwnych okolicznościach, dziękuję Bogu za to, że jest moją siłą i mocą. Za to, że te doświadczenia mogę przechodzić z Nim. Ostatnio nauczyłam się błogosławić w modlitwie tych, którzy podkopują fundamenty mojego doczesnego życia z nadzieją, że i oni przyjdą do upamiętania. Żywię nadzieję, że pewnego dnia w niebie odbiorę swoją koronę chwały, bo Bóg tak obiecał i dopuki to nie nastanie, mam zamiar opowiadać Jego chwałę.