Jeszcze nie teraz
Niczym wrzeciono wijesz się w bólu na swoim łóżku nie pierwszą już noc. Już nie tylko w myślach i na jawie blagasz abyś mogła zwyczajnie umrzeć. Palący ból przeszywa na wylot twoje ciało a ty nic nie możesz z tym zrobić. Zjadłaś już kilkukrotnie większą dawkę dopuszczalnych mających uśmierzyć ból i czujesz, że twój przewód pokarmowy nie jest w stanie przyjąć więcej. Ale potrzebujesz więcej.
Nie możesz sobie pomóc. Tu i teraz nikt i nic nie jest w stanie ci pomóc. Spoglądasz w okno i widzisz różową smugę świtu. Wiesz, że za chwilę wstanie nowy dzień. I tak dzień po dniu próbujesz poskromić swoją niemoc, czekając na epilog. Kiedy sięgasz po ostatnią tabletkę płaczesz nad nią bo nie wiesz co dalej. Nie przeklinasz. W każdym zdaniu dziękujesz za przetrwanie, za siły, że dałaś radę jeszcze tą godzinę, tą noc... I oto przychodzi świt, rozpoczyna się nowy dzień, schodzisz po schodach i nikt nie przypuszcza, że schodzisz na wojnę ze swoją niemocą. Na twarz nie chorujesz. Wypijasz kawę, udajesz, że nie rozumiesz, czasem cieszysz się, że naprawdę nie rozumiesz.
Kolejna noc. Za ścianą twojego pokoju kończy się życie. Musisz tam pójść, usłyszeć zanikający puls i powiedzieć, że to koniec. Złożyć ręce, podwiązać brodę i wyprostować postawę. Patrzysz i nie czujesz ciężaru. Żałujesz, że to nie ty. Jeszcze nie teraz.