Powroty
Kiedy wracam po raz kolejny, widzę wreszcie namiastkę normalności. Szczerze, to zaczynam powoli do niej przywykać. Ludzie przestali mnie dostrzegać na ulicy. Przestali zachodzić mi drogę, wystawać przy moim samochodzie, zaglądać i fotografować moje zakupy. Skończyło się przeczesywanie mojego kosza na śmieci w poszukiwaniu, jak domniemuje, butelek wódki, innych trunków tudzież zadziwiających specyfików. Jakie to miłe, kiedy mogę normalnie zaczerpnąć powietrza. Zdarzyło się jednak, że ktoś na mój widok mało nie zemdlał. Jak sądzę, nastąpiło cudowne zmartwychwstanie bo skoro nagle zniknelam, niektórzy cieszyli się, że wreszcie nie żyję. A tu nagle zzzzooong, jednak jeszcze nie teraz.
Tak więc moje życie znowu nabiera blasku a z normalnością zaczynam witać się o poranku. Śnieg jak zwykle leży na moich schodach, trzeba go ogarnąć żeby wejść lub wyjść. Tym razem jednak moimi schodami chodzę tylko ja. To niesamowite, że historia za mną jest taka bogata. To niesamowite, że czasem wydaje mi się, że widziałam już prawie wszystko. Prawie robi dużą różnicę i wciąż wiem, że coś jeszcze zostało do zobaczenia...