Wulkan Mayon SkyLine
Być na Luzon i nie być na Mayon to jak być w Rzymie i tak dalej. Krętą, mocno stromą i długą drogą wjechaliśmy na teren ośrodka badawczego i muzeum Mayon. Obejrzeliśmy film o jego historii, erupcjach, ile ludzi zginęło w kolejnych wybuchach, jak bardzo żyzna jest ziemia u jego podnóża i jak mimo wszystko ludzie wciąż wracają, żeby żyć dalej na jego zboczach. Samo miasto Legazpi jest u jego podnóża. Miejscowi mówią, że strach jest mieszkać w tym mieście bo z jednej strony jest czynny, wciąż dymiący wulkan a z drugiej miasto jest poniżej poziomu morza i każde trzęsienie ziemi związane z wybuchem Mayon wyzwala zalanie miasta przez morze. Tsunami jest drugim, aktualnym zagrożeniem miasta. Dzień naszego zwiedzania nie był słoneczny więc chmury zasnuły stożek wulkanu a patrząc w dół widać było grubą mglistą powłokę.
Panorama miasta Legazpi.
Ścieżka na wulkan Mayon. Stroma i dość długa, dla tych, którzy mają mniej doświadczenia we wspinaniu nie było łatwo. Czynny, wciąż dymiący wulkan. Jego wysokość to około 2463 m.n.p.m. Ostatnia erupcja datowana jest na 2018 rok a więc całkiem nie dawno. Wtedy to ruch lotniczy w tym rejonie był sparaliżowany przez kilka tygodni a niebo zasnute chmurami sprawiało wrażenie jakby wciąż był wieczór. Rzeczywiście zarówno wjazd na parking przy muzeum jak i wejście na wyższe partie wulkanu są strome i wymagają skupienia. Runąć w przepaść robiąc selfie jest bardzo łatwo. Obok muzeum jest restauracja, sklep i miejsce, gdzie można kupić pamiątki. Breloczki, ramki na zdjęcia, podstawki do długopisów wykonane z zastygłej lawy wulkanicznej, któtra przypomina zwykły beton. Ceny oczywiście są dużo wyższe niż w innych miejscach.
To miejsce było kolejnym miejscem, gdzie spotkaliśmy wiele bezdomnych i żebrzących dzieci. To bardzo smutny widok.