Usman - tropikalna depresja
Głównym celem naszego przybycia na Filipiny było uczestnictwo w uroczystości zaślubin naszego syna, który podjął decyzję ożenku właśnie w tym miejscu na świecie z dziewczyną, która reprezentowała lokalną społeczność. Zanim jednak wzięliśmy udział w owej uroczystości, doświadczyliśmy Usmana, o czym już wspominałam.
A historia miała się następująco. Ślub miał odbyć się w Legazpi, w jednym z hoteli. Poprzedniego dnia mieliśmy odwieźć parę młodych do owego hotelu celem ostatecznych przygotowań. Sami zaś, czyli oboje z mężem i matką panny młodej, mieliśmy wrócić na noc do domu. Od rana padał deszcz. Ulicami małej miejscowości przejeżdżały wozy strażackie z informacjami wygłaszanymi przez megafony, że nadchodzi deszcz i wszyscy muszą być ostrożni lub najlepiej zostać w domu. Trzeba przyznać, że deszcz na Filipinach odróżnia się od deszczu w Europie swoją intensywnością i nagłym występowaniem.
My jednak wyruszyliśmy w drogę odległości 30 km, aby odwieźć młodych do miejsca ślubu. Wracając było już dość późno. Na Filipinach światło gaśnie nagle i robi się całkowicie ciemno. Drogi często nie mają oznakowanych poboczy, w większości nie ma znaków drogowych, brak jest oświetlenia ulicznego. Wszystko to sprawia, że jazda po zmroku jest mocno utrudniona. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Legazpi, deszcz padał z dużą siłą. Wszystkie ulice były zalane, trzeba było brodząc w ciemnościach omijać największe niecki z obawą, że wpadnie się w jeszcze większe. W najgłębszych miejscach nie było możliwości przejechać smochodem. Muszę dodać, że podróżowaliśmy Mitsubishi Adventure, co świetnie obrazuje cel naszej podróży, bowiem jak wszyscy wiemy adventure to przecież przygoda. Reasumując - miasto było sparaliżowane ogromną ilością wody. Było kompletnie zalane i wciąż lało. Wyjechaliśmy za miasto a deszcz wciąż się nasilał. Mieliśmy włączony GPS i odmierzaliśmy odległość do domu. Zostało nam 3,5 km, kiedy nagle zdarzyła się sytuacja nieoczekiwana.
Jako trzeci samochód w przypadkowo jadących razem samochodach ruch nagle się zatrzymał. Całkowita ciemność i tylko światła reflektorów nie dawały komfortu oglądu całkowitej sytuacji. Za nami przybywało samochodów. Ludzie wysiadali z samochodów i pomimo deszczu szli na początek kolumny. Rozmawiali w lokalnym narzeczu. Patrzyliśmy przez okno i zastanawialiśmy się o co chodzi. Nagle, po mojej prawej stronie zobaczyłam biegnącego człowieka niosącego długą dzidę. Pomyślałam o mierzeniu poziomu wody. Kiedy wracał a z nim grupa ludzi, nie byli zadowoleni. Ktoś zapukał do naszego okna. Jakiś człowiek mówił coś w lokalnym języku, potem w łamanym angielskim powiedział, że droga się skończyła bo deszcz sprawił, że głębokość wody jest ponad 3 metry. Zobaczyliśmy też jak po prawej stronie w wodzie na poboczu dryfuje samochód osobowy. Po lewej człowiek chcący poprawić swego trycykla wpadł po uda do wciąż podnoszącej swój poziom wody na poboczu. Woda z lewego pobocza niosła gałęzie, śmieci i wszystko co zdołała unieść poprzez nawierzchnię na drugą stronę pobocza. Jej poziom podnosił się w takim tempie, że człowiekowi trudno to sobie wyobrazić.
Ów pukający do okna człowiek pomógł nam zawrócić. Wiele z samochodów również zawracało. Odjechaliśmy na wzgórze i zatrzymaliśmy się. Mieliśmy dylemat - co dalej. Deszcz wciąż padał. Wydawało się, że mocniej nie może już padać.
Tak wyglądają ściany piachu, które stoją bezpośrednio przy drogach. Kiedy namakają, zwyczajnie stają się osuwiskami. Tony spadającego, mokrego piachu są jednym z największych niebiezpieczeństw na Filipinach podczas częstych deszczy i burz.
Naiwnie sądziłam, że mama młodej ma doświadczenie w takich sytuacjach. Ona jednak okazała się osobą, która kompletnie nie wiedziała co zrobić. Najpierw nalegała, aby wrócić do Legazpi. Trzeba tu dodać, że teren Luzon to górzyste ukształtowanie co daje sytuację taką, że droga raz wznosi się a raz opada. Teraz, tam, gdzie droga opada jest nieprzejezdna ponieważ woda deszczowa nie spływa. Ten pomysł odpada. Stoimy w miejscu w miarę bezpiecznym. Sądziłam, że powinniśmy poczekać do rana, kiedy stanie się widno i z pewnością kiedyś deszcz zminiejszy swoje natężenie. Zawróciliśmy jednak i stanęliśmy w pobliżu miejsca, gdzie nasza droga została przerwana. Na szczęście nasz kontakt telefoniczny został utrzymany i powerbank okazał się idealnym rozwiązaniem. Pozostała część naszych rodzin poszukiwała nas. Wtedy właśnie ojciec panny młodej, człowiek doświadczony i mądry powiedział, że musimy poczekać aż deszcz się zmniejszy albo ustanie i po około pół godziny od tego faktu możemy ruszyć za innym, większym pojazdem w wodę, która została przerywając drogę. Była już głęboka noc kiedy deszcz zaczął się zmniejszać. Po około pół godzinie podjechaliśmy na początek kolejki w oczekiwaniu na wiekszy samochód, który będzie jechał przed nami. Ludzie stojący w strugach deszczu na początku kolejki patrzyli na nas jak na kamikadze. My też nie byliśmy pewni swojej decyzji. Wiedzieliśmuy jednak, że coś trzeba zrobić. Musieliśmy dotrzeć do domu, ponieważ w dniu następnym ma się odbyć najważniejszy dzień w życiu naszego dziecka.
I rzeczywiście, za chwilę wyprzedził nas stary samochód, gabarytami większy od naszego Mitsubishi i ruszył w kompletną ciemność wypełnioną wodą. Ruszyliśmy za nim...