Pizza na Filipinach
Jest taka pizzeria obok miejsca, gdzie mieszkaliśmy. Ściany jej wnętrza były ozdobione sentencjami, które warte są zapamiętania. Pizza nie była najlepsza w tym miejscu, ale dało się zjeść. Smakowo i konsystencją ciasta nie wiele przypominała europejską ale coś trzeba jeść :) Najlepsza pizza była niedaleko resortu Amor. Tą polecam smakowo, choć samo miejsce było w opłakanym stanie a bezpańskie psy, których są rzesze na Filipinach, wchodziły do środka w czasie naszego jedzenia.
Drzwi szeroko otwarte na ruch uliczny sprawiają, że nawet jeśli tam jesteś, czujesz się uczestnikiem tego, co dzieje się na zewnątrz.
Obsługa jest miła. Na jedzenie nie czekasz długo. Lokalny punkt gastronomiczny jak na tutejsze możliwości całkiem nie zły.
Tutejsze lokale gastronomiczne, nie mówię o restauracjach, są delikatnie mówiąc, na niskim poziomie. W naszym kraju Sanepid nie wydałby pozwolenia na funkcjonowanie takich punktów. Jednak jakość przygotowywanych tu potraw wielokrotnie jest smaczna i nikomu nic się nie dzieje. No cóż, budynki, wystroje wnętrz są w opłakanym stanie. U nas mówimy na to zwykła speluna. Dodakową ciekawostką, przynajmniej dla mnie, jest fakt, że do jedzenia wydaje się łyżkę i widelec, bez noża. Od czasów okupacji hiszpańskiej, kiedy to w obawie o życie i zdrowie oraz bezpieczeństwo Hiszpanów zakazno lokalnej ludości używania noży. Tak jest i dzisiaj. Tylko w szczególnych miejscach lub ze specjalnych okazji podaje się noże. W życiu codziennym ich nie ma. W domu jest jeden nóż wielkości maczety, którym rozłupuje się orzechy kokosowe i skrobie ryby. Reszta czynności nie wymaga używania noży. Dla Europejczyka to nieco egzotyczne ale da się przyzwyczaić. Lokalna spoleczność do perfekcji nauczyła się korzystać z łyżki, która swoimi krawędziami zastąpiła nóż.