Jeszcze wakacje
Wysoka piętnastolatka skarży się na dyskomfort. Ogólnie chyba dopada ją przeziębienie. Z godziny na godzinę stan się pogarsza. Mój dziwny kolega sugeruje mi poważna chorobę. Nigdy nie miałam do czynienia z cukrzycą. Karta uczestniczki o historii chorób jest pusta. Obserwuję sytuację i widzę powagę. Dzwonię po karetkę. Lekarz z karetki krzyczy bo przecież poziom cukru jest zbyt wysoki. Dzieci mówią mi o relacjach w rodzinie. Drugi ojciec, drugie dziecko, ona sama jest odpowiedzialna za siebie. Nie przestaję dzwonić do matki. Po wielu godzinach wreszcie odbiera i mówi, że choroba córki to nie jej sprawa. Że ma cukrzycę, że sama prowadzi swoją chorobę. Przy tym słyszę, że używa pompy insulinowej a jedna jej część leży przed nią, w domu na stoliku.
Mówię to wszystko lekarzowi. Dziewczyna jest tak wysoka, że nie mieści się na standardowym łóżku dziecięcym. Popada w śpiączkę. Jestem z nią na oddziale, trzymam za ręce, bo nieprzytomna wyrywa sobie kroplówki. Nocne godziny powoli mijają...
Zmęczenie daje o sobie znać. Otwieram oczy i widzę jak pielęgniarki chowają jej ręce pod prześcieradło. Zaczynam płakać. Wszystko jest dobrze, mówią, niech pani przestanie. Poziom cukru zaczął spadać.
Patrzę na zegarek. Spałam 15 minut. Do końca została w szpitalu. Potem ojczym bez słowa wziął ją do domu.
Kolejne dni i wieczory. Zajmujemy willę z pietrami. Na jednym śpią jedni na innym drudzy. Wieczorem, po ciszy nocnej, będąc w swoim pokoju słyszę wyzwiska. Ty ku... Zbiegam i widzę.. dziewczynka w pidżamie ucieka przed panem wychowawcą, on pędzi za nią. Staje na schodach pomiędzy. On ryczy daj mi ją, daj mi ją i tak bez końca. Niczym psycholog mówiący do psychopaty spychając go ciałem sprowadzam na parter. Zostawiam w jego pokoju. Potem słyszę historie, że złapał ją kiedy schodziła na dół, na schodach. Mówiła, że szła po ładowarkę. Miał swoją wersję. W tym czasie dzieci dzwonią ze strachu do rodziców. Ci na policję. Jesteśmy na końcu świata. Gdzieś o północy ktoś puka do drzwi. To policja. Dmuchanie w balonik. Pani nie musi. Rano raportowanie, bo zarząd już wie. I na pytanie czy damy mu szansę muszę podjąć decyzję. Rozważam więc w swojej głowie czy warto.
Analizuję za i przeciw. Dochodzę do szybkich wniosków, nich zostanie. Już go znam. Nie ma z nim większych problemów. Potrafię się już z nim obchodzić. Generalnie to dureń, ale już swój. Zostaje. Zastanawiam się skąd wiedział, że to cukrzyca.
Kilka dni później pożałowałam decyzji.