Widok z dziesiątego piętra
Stojąc przy łóżku, dotykając jego twarzy, włosów i to czekanie, kiedy ocknie się po kolejnej dawce leków, albo obudzi się ze snu było niczym przedzieranie się przez zarośla pełne ostrych cierni drapiacych do krwi, próbując utorować sobie drogę do szerokiej przestrzeni, gdzie nikt i nic nie jest w stanie zakłócić spotkania... Spoglądając przez okno z widokiem na błękitną zatokę, nie mogłam uwierzyć, że tu jestem i widzę emocje na jego twarzy.
- Pewnie nikt ci nie powiedział dlaczego tu jesteś - zaczęłam...
Kiedy skończyłam, jego twarz była zaskoczona. Był autentycznie zdziwiony.
Pomyślałam - to nie możliwe. Muszę to sprawdzić.
Opowiedziałam mu kolejną historię, która sprawiła, że na jego twarzy odmalowała się radość. Wyglądał jakby chciał parsknąć śmiechem... może chciał nawet zakpić, jak kiedyś, kiedy byliśmy dziećmi...
Tak, tylko ja mogę w takiej chwili opowiadać takie rzeczy...
Jego życie zmieniło się w ułamku sekundy. Pewny siebie, zdecydowany, najsilniejszy z silnych, stał się bezsilny. Nic tak bardzo nie przeraża człowieka jak widok prawie umarłego drugiego człowieka.
A jednak w tej trudnej lekcji mówiłam mu to, co sama czułam: o wdzięczności za tyle dobrego, co było. Za lata spędzone z tą, kogo wybrał, choć Bóg mu ją zabrał. Za możliwość wyborów. Za tą teraz trudną lekcję i, że mogę tu być . Nie sposób wymienić wszystkich powodow wdzięczności. Właśnie teraz, w tej trudnej chwili... nawet wtedy, kiedy słone łzy spadają na bezsilne ciało...