Ślub na Filipinach
Tak pisałam wcześniej, wspomnę nieco o samej uroczystośći. Ślub odbył się w Legazpi, w hotelu Alicia na drugi dzień po tajfunie. Miasto oraz cała okolica bliższa i dalsza niestety stały pod wodą i nie wszyscy goście dotarli. Sam hotel złożony z dwóch części po dwóch stronach jednej z głównych ulic miasta prezentował się nie źle. Prezencja jego była bardziej okazała wewnątrz, niż na zewnątrz ale biorąc trudne warunki klimatyczne dla takich obiektów i w ogóle elewacji zewnętrznych można powiedziec, że wszystko było w porządku.
Wejście do hotelu od strony ulicy.
Hotelowa restauracja w świątecznych klimatach Bożego Narodzenia.
Sala weselna.
Wnętrze sali przed ceremonią zaślubin.
Ślub odbył się w obrządku protestanckim, a ściślej mówiąc zielonoświątkowym. Ślubu udzielał lokalny pastor miejscowego zboru. Samo przygotowanie uroczystości miało wiele cech amerykańskich. Wiele druhen i drużbantów ubranych w podobne stroje. Dzieci zaangażowane w udział uroczystości. Jedynie bardzo filipiński zwyczaj był związany z pierwszym tańcem, podczas którego koperty z datkami przypina się w ozdobnych kopertach bezpośrednio do pary młodej agrafkami lub szpilkami. Jeśli panna młoda nie jest w ciąży, ślub musi się odbyć wg lokalnych zwyczajów, w godzinach porannych. Wesele średnio trwa 4 godziny i można powiedzieć, że jest po sprawie. Tak też było w naszym wypadku. Ślub odbył się około 14, ze względu na nas Europejczyków - to była najpóźniejsza możliwa pora. Propozycja godziny zawarcia ślubu była z samego rana, na 9-10, co dla nas jest trochę dziwne. Uroczystość zakończyła się definitywnie do godziny 22. W naszym przypadku, wesele było bezalkoholowe, udane i radosne. Nic nie zakłóciło tego pięknego dnia. Po południu nawet przestał padać daszcz i wyszło słońce.